Dzisiejszego dnia chcielibyśmy zabrać państwa na wycieczkę do jednej z najpopularniejszych w Korei sieci restauracji szybkiej obsługi. I co ciekawe nie mamy wcale na myśli McDonalda ani Pizzy Hut lecz „Kimbab Nara” (김밥나라 – tłumaczone dosłownie na kraj kimbabu). W knajpkach tejże sieci zjeść można bardzo proste koreańskie dania takie jak tytułowy kimbab czy zupę ramyon. Potrawy te nie cechują się zbytnią dekoracją talerzy, mnogością przystawek ani tęczą barw. Jednak dzięki zatrudnianych w sieci kucharkach jedzenie zyskuje niepowtarzalny, domowy smak, który dzisiejszego poranka zachwycił i nas.
Pomimo bardzo długiej listy dań w menu zdecydowaliśmy się na najpopularniejszą bodajże pozycję – kimbab. Dla wielu osób kimbab jest tym samym co japońskie sushi. Po kilku miesiącach spędzonych w Korei musimy jednak stwierdzić, że są to dwa zupełnie różne dania. Jako że o sushi pisać będziemy w niedalekiej przyszłości dzisiaj przybliżymy czym jest sam kimbab. Analiza samej nazwy uczy nas, że danie to składa się z wodorostów (kim) oraz ugotowanego ryżu (bab). W środku tak przygotowanej bazy znaleźć mogą się absolutnie dowolne składniki, takie jak: marynowana na żółto rzodkiew, marchew, ogórek, jajko, grzyby, tuńczyk, kotlety schabowe, paluszki krabowe, sałata itp. Do zamówionych „sznurków” (줄, którego używa się do nazwania zwiniętego już kimbaba przetłumaczyć można również jako sznurek) dodawane są również drobne przystawki w postaci marynowanej na żółto rzodkwi (단무지 tanmuji), przyrządzanych na ostro kostek rzodkwi (깍두기 kkakdugi) oraz zupki z wodorostów (jest przepyszna!!).
Nasz wybór padł dzisiaj na podstawową oraz tuńczykową wersję kimbabu.
Jeżeli ktoś z Was drodzy czytelnicy znajdzie się kiedyś w Korei i będzie dysponował chwilką czasu na jakąś przekąskę, to restauracje typu „Kimbab Nara” (istnieje również druga sieć restauracji bliźniaczo wręcz podobna do tej pierwszej – „Kimbab Cheonkuk” 김밥천국 – tłumaczone dosłownie na niebo kimbabu, która jest nieznacznie tańsza i smaczniejsza) wydają się być idealnym miejscem na „małe conieco”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz