Już podczas pierwszej wizyty w Korei większość turystów zauważa ogromne różnice w najbardziej podstawowych, wydawałoby się, sferach życia. Drogi są tu szerokie i bardzo dobrze oznakowane, jedzenie smaczne i tanie, a jednym z najmilszych miejsc do spędzenia chwilki wolnego czasu są… banki! Przyczynia się do tego bardzo ciepły i wilgotny klimat państwa. Gdy temperatura sięga trzydziestu stopni, a wilgotne powietrze nieustannie nasącza ubranie potem najlepszą kryjówką są rozsiane bardzo gęsto po całym kraju banki. W każdej placówce klientów witają ustawiona na dwadzieścia stopni orzeźwiająca klimatyzacja, szerokie uśmiechy pracowników oraz bardzo pomocny strażnik-nie-strażnik. Obowiązkiem ochroniarza, co ciekawe, nie jest przede wszystkim zapewnianie bezpieczeństwa lecz informowanie petentów o dostępnych usługach, pomoc w wypełnianiu wniosków i obsłudze bankomatów a także serwowanie kawy. W wielu placówkach znajdują się wręcz kawiarnie, w których bez żadnej odpłaty udostępniane są komputery z łączem internetowym oraz ciepłe napoje. Troska o klienta przejawia się nawet w takich szczegółach, jak okulary udostępniane petentom podczas wypełniania wniosków. Pozostaje już tylko życzyć polskim bankom, by zaczęły czerpać wzorce ze swoich azjatyckich kolegów!
Monika i Karol w Korei
Coby się każdy mógł dowiedzieć o fajnych miejscówkach w Korei :)
piątek, 22 października 2010
sobota, 16 października 2010
[Ciekawostki] Mama zawsze uczyła, żeby nie jeść paluszkami

Jeśli chodzi o sposób posługiwania sie koreańskimi pałeczkami - nie ma tutaj ustalonych reguł, podobnie jak w przypadku naszego swojskiego noża i widelca. Ważne, żeby jadło się wygodnie, i efektywnie.
W formie ciekawostki można wspomnieć o tym, iż wedle koreańskiej stołowej etykiety sam ryż spożywa się za pomocą łyżek, także metalowych.
niedziela, 19 września 2010
[Ciekawostki] Wszystko można kupić
Już podczas pierwszej wizyty w krajach Azji Wschodniej wiele osób stwierdza, że to właśnie tutaj znajduje się „pępek” światowego handlu. Wspaniałe, monu-
mentalne centra handlowe pełne są przepychu i różnorodności ubrań, biżuterii oraz innych dóbr użytkowych. Wszystko jest pięknie zapakowane i podane na tacy przez śliczne hostessy zapewniające nieustannie o doskonałości i absolutnej potrzebie zakupu danego produktu (a najlepiej całego ich zestawu). Prawdziwe centrum zakupów znajduje się jednak na ulicach, w przejściach metra oraz na rynkach. W tych miejscach nie obowiązują już żadne zasady poza nadrzędnym prawem rynku – jeżeli ktoś chce coś kupić, to ktoś inny będzie mu to sprzedawać. Można więc znaleźć tutaj towary takie jak ubranka dla piesków, płyty DVD i BlueRay z najnowszymi premierami kinowymi, a także… wzrost! Ten ostatni występuje tutaj w dwóch głównych kategoriach: adidasach z ogromnymi podeszwami, które wychodzą powoli z mody z powodu swojego „ekstrawaganckiego” wyglądu oraz specjalnie podwyższanych na piętach wkładkach do butów, które w dyskretny sposób zwiększają wzrost użytkownika nawet o kilka centymetrów.
sobota, 18 września 2010
[Ciekawostki] Czerwony symbol Korei
Jednym z charakterystycz- nych widoków, jakie można napotkać na koreańskich ulicach są wystawione do suszenia papryczki chili zwane tutaj kochu (고추). Papryki leżą na rozłożonych matach bez jakiegokolwiek nadzoru, gdyż kradzież nie przyjdzie nikomu z miejsco-
wych nawet do głowy. Kochu stanowi ważny składnik koreańskiej kuchni - wyrabia się z niego pastę kochujang i proszek kochu garu, które z kolei dodawane są do niemal każdej potrawy (stanowi najważniejszy składnik koreańskiej kapusty na ostro - kimchi [김치]) lub podawane w formie przystawki. Dla nieprzywykłego do ostrego smaku obcokrajowca zjedzenie czegokolwiek zawierającego kochu jest misją nie do wykonania, jednak z własnego doświadczenia możemy uspokoić, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, a nawet - polubić :)
piątek, 17 września 2010
[Jedzenie] Koreańskie „jedzenie państwowe”
Dzisiejszego dnia chcielibyśmy zabrać państwa na wycieczkę do jednej z najpopularniejszych w Korei sieci restauracji szybkiej obsługi. I co ciekawe nie mamy wcale na myśli McDonalda ani Pizzy Hut lecz „Kimbab Nara” (김밥나라 – tłumaczone dosłownie na kraj kimbabu). W knajpkach tejże sieci zjeść można bardzo proste koreańskie dania takie jak tytułowy kimbab czy zupę ramyon. Potrawy te nie cechują się zbytnią dekoracją talerzy, mnogością przystawek ani tęczą barw. Jednak dzięki zatrudnianych w sieci kucharkach jedzenie zyskuje niepowtarzalny, domowy smak, który dzisiejszego poranka zachwycił i nas.
Pomimo bardzo długiej listy dań w menu zdecydowaliśmy się na najpopularniejszą bodajże pozycję – kimbab. Dla wielu osób kimbab jest tym samym co japońskie sushi. Po kilku miesiącach spędzonych w Korei musimy jednak stwierdzić, że są to dwa zupełnie różne dania. Jako że o sushi pisać będziemy w niedalekiej przyszłości dzisiaj przybliżymy czym jest sam kimbab. Analiza samej nazwy uczy nas, że danie to składa się z wodorostów (kim) oraz ugotowanego ryżu (bab). W środku tak przygotowanej bazy znaleźć mogą się absolutnie dowolne składniki, takie jak: marynowana na żółto rzodkiew, marchew, ogórek, jajko, grzyby, tuńczyk, kotlety schabowe, paluszki krabowe, sałata itp. Do zamówionych „sznurków” (줄, którego używa się do nazwania zwiniętego już kimbaba przetłumaczyć można również jako sznurek) dodawane są również drobne przystawki w postaci marynowanej na żółto rzodkwi (단무지 tanmuji), przyrządzanych na ostro kostek rzodkwi (깍두기 kkakdugi) oraz zupki z wodorostów (jest przepyszna!!).
Nasz wybór padł dzisiaj na podstawową oraz tuńczykową wersję kimbabu.
Jeżeli ktoś z Was drodzy czytelnicy znajdzie się kiedyś w Korei i będzie dysponował chwilką czasu na jakąś przekąskę, to restauracje typu „Kimbab Nara” (istnieje również druga sieć restauracji bliźniaczo wręcz podobna do tej pierwszej – „Kimbab Cheonkuk” 김밥천국 – tłumaczone dosłownie na niebo kimbabu, która jest nieznacznie tańsza i smaczniejsza) wydają się być idealnym miejscem na „małe conieco”.
[Ciekawostki] Koreańska gruszka
Bardzo wiele osób, które wybierają się do Azji zastanawia się nad różnorodnością potraw jakie przyjdzie im tam zjeść. Niecodzienne składniki, unikalne przyprawy oraz niespotykane sposoby podawania potraw sprawiają, że jedzenie smakuje lepiej, smaczniej lub po prostu inaczej.
Mało kto zastanawia się jednak nad różnicami zachodzącymi pomiędzy naszymi rodzimymi oraz zagranicznymi składnikami potraw. Weźmy na przykład taką gruszkę. W Polsce jest to owoc bardzo popularny i lubiany. Występuje w wielu wersjach kolorystycznych, smakowych oraz wielkościowych. Czynnikiem, który sprawia zaś, że gruszka to właśnie gruszka, a nie jakiś inny owoc jest jej charakterystyczny kształt. Cecha ta nie odnosi się natomiast do gruszek koreańskich, które wyglądem przypominają bardzo duże (wręcz ogromne, bo większe nawet od pomarańczy) jabłka. Co ciekawe faktura skórki oraz smak pozostają takie same jak w przypadku ich polskich kuzynów :)
Wartym odnotowania wydaje się również fakt, iż owoce tutaj są dość drogie. Wiele z nich potrafi mieć cenę na poziomie nawet kilku razy droższym niż w Polsce (zwłaszcza te importowane: jagody, truskawki). Na przykład przedstawiona na rysunku gruszka kosztowała ponad 7zł.
środa, 15 września 2010
[Jedzenie] Najlepsza w mieście wieprzowina na ostro
Przybytek ten znajduje się około 5 minut drogi od naszego uniwersytetu (Hankuk University of Foreign Studies) i prowadzony jest przez parę przeuroczych staruszków. Miejsce to polecił nam jeden z naszych przyjaciół. Zachwalał on szczególnie danie zwane "jeyukssambab" (제육쌈밥). Jak w przypadku wszystkich koreańskich potrwaw, tak i do tego dołącząne są równiez różnorodne przystawki. Co ciekawe w każdej chwili można domówić ich większa ilość całkowicie za darmo!
Knajpka ta przypadła nam do gustu tak bardzo, że staramy się tam zaglądać średnio raz na tydzień. Zamawiając oczywiście naszą ulubiona wieprzowinę (choć Monika obiecała sobie następnym razem spróbować grilowanej rybki).
Miejsce to łączy w sobie wiele zalet: niepowtarzalny klimat prawdziwej koreańskiej restauracyjki, wspaniałych właścicieli, potrawy o niepowtarzalnym smaku oraz bardzo rozsądną cenę!! Zaprezentowany na zdjęciu zestaw dla dwóch osób (plus znajdująca się poza kadrem zupa) to wydatek rzędu 20zł!! I na marginesie dodamy, że mimo iście wilczego apetytu nie udało się nam wyczyścić stołu z pożywienia :P
Jeżeli więc znajdziecie się kiedyś w okolicy uniwersytetu HUFS koniecznie odwiedźcie tę restaurację i spróbujcie wspaniałego jeyukssambab'u :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)